Camino del Norte - Dzień 22

9 lipca 2016r.

Według rozszerzonego planu, tego dnia miałem dojść do Fisterry, wrócić do Santiago i pójść spać do polskiego albergue na Monte do Gozo. Już teraz zdradzę, że tych założeń nie udało mi się zrealizować, ale i tak jestem bardzo zadowolony z tego co się stało. Jednak po kolei...

W ten cudowny dzień wstałem przed świtem, czyli zaraz po 5 rano. Gdy wyszedłem na zewnątrz przywitała mnie ściana mgły, która opuściłem dopiero półtorej godziny później.


Zdjęcie jak zawsze nie oddaje dokładnie rzeczywistości, z mojej perspektywy wyglądała bardzo przerażająco, jak z jakiegoś filmu.

Dojście w okolice oceanu okazało się usiane pagórkami, które wcale nie należały do łatwych w pokonywaniu.



Jeśli dobrze przyjrzycie się pierwszemu zdjęciu to zobaczycie rząd elektrowni wiatrowych usytuowanych na grzbiecie lewego wzgórza. W tej okolicy praktycznie na każdym wzniesieniu znajdowało się ich kilka, a gdzieniegdzie nawet kilkanaście/kilkadziesiąt!

Na trasie czekała mnie jeszcze jedna decyzja, która niby została podjęta na etapie przygotowania do podróży, ale do samego końca nie wiedziałem co wybrać.

Iść do Fisterry, czy Muxii?


Przygotowanie przeważyło, więc wybrałem drogę w lewo, według tego znaku, dłuższą :)

Bardzo długo wypatrywałem tego jednego, wymarzonego przylądka i jak tylko zaczął się wyłaniać zza zakrętu to robiłem mu masę zdjęć.




Ostatnie 10-12km pokonałem już automatycznie, krok za krokiem, metr za metrem, godzina za godziną. Praktycznie przez cały dzień nic nie jadłem i miałem stosunkowo mały wody, więc szedłem głodny i spragniony. Słońce paliło bezlitośnie, a cienia było jak na lekarstwo.

Ostatni przystanek, już na półwyspie zrobiłem sobie koło pomnika pielgrzyma, a w tle możecie zobaczyć wzgórza, po których powłóczyłem nogami.



Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany moment; zobaczyłem słupek z zerowym kilometrem Camino. Uczucia mieszały się: radość ze spełnieniem, zaskoczenie ze smutkiem (że to już koniec), podniecenie z ekscytacją. Nie umiem lepiej opisać tego momentu - trzeba to przeżyć! 




 W ten oto sposób zrealizowałem połowę planu, który przedstawiłem na początku. We wstępnych założeniach wymyśliłem sobie, że do Santiago wrócę autobusem. Jednak będąc już na samym końcu ziemi (Fisterra) okazało się, że czasu do odjazdu wcale nie mam zbyt dużo. Postanowiłem wdrożyć w życie plan B - powrót stopem 90km.


Z kciukiem w górę szedłem godzinę przez miasteczko, a na jego przedmieściach stałem kolejną. Wreszcie zatrzymało się jedno, upragnione auto. Hurra!

Jak to bywa w moim życiu, wiele sytuacji ma zawsze w sobie smaczek czegoś niezwykłego. Pierwszym kierowcą, który wziął mnie w Hiszpanii, był Hiszpan pracujący kiedyś w Bydgoszczy :D Niestety nie był w stanie wymówić poprawnie tej nazwy, więc długo zajęło nam wspólne zrozumienie się.

W następnym miejscu czekałem również ponad godzinę, a słońce pomału chyliło się ku zachodowi. Tym razem podebrał mnie kierowca, który zaoferował podwózkę kilkukilometrową, ale w wyniku naszej rozmowy (po hiszpańsku), zajechaliśmy znacznie dalej. W końcu zostawił mnie przy rozwidleniu na Santiago, gdzie po kilkunastu minutach zabrali mnie surferzy.

Wraz z nimi przejechałem około 30 kilometrów. Kiedy się z nimi rozstawałem zrobiło się już naprawdę późno. Przy drodze stałem i łapałem tylko dlatego, że nic innego mi się nie chciało. W międzyczasie rozglądałem się po okolicy w poszukiwaniu miejsca na obóz. Nie dane mi było go jednak znaleźć...

Korzystając z niecodziennych warunków oświetlenia postanowiłem zrobić sesję zdjęciową mojego plecaka na tle zachodzącego słońca. Co ważne, to zdjęcie zostało zrobione o 22.06.


Oprócz ładnej kompozycji, warto zwrócić uwagę na samochód w tle i jego włączone świata cofania. Jak robiłem to zdjęcie to pomyślałem, że fajnie by było mieć na zdjęciu auto, które specjalnie dla mnie cofa :D

No cóż, po raz kolejny moje życie pokazało, że marzenia się spełniają.

Przesympatyczne małżeństwo zaoferowało się, że zawiezie mnie do abergue w Negreira. Bez wahania zgodziłem się :)

Na miejscu okazało się, że nie ma dla mnie miejsca w pokoju, ale była możliwość darmowego rozbicia namiotu w ogrodzie. Niestety tej nocy w mieście odbywał się koncert i do późnych godzin nocnych panował hałas.

Poprzedni dzień                                                                    Następny dzień

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze pod postami nie wyświetlą się od razu. Dzięki temu zostanę powiadomiony, że post został skomentowany. Po moim przeczytaniu, komentarz w niezmienionej formie trafi na stronę.