Camino del Norte - Dzień 21

8 lipca 2016r.

Od samego poranka towarzyszyło mi uczucie spełnienia. W ciągu trzech tygodni drogi mogło stać się absolutnie wszystko, od najprostszego skręcenia kostki, poprzez kradzieże, wypadki a kończąc na kiepskiej pogodzie. Jednak praktycznie, żadna z moich obaw nie spełniła się. Uff...

Powróciłem na drogę i rozpocząłem ostatnie zejście na oficjalnej części Camino del Norte. Santiago przywitało mnie pochmurną pogodą, jednak zważywszy na godzinę, a było po zaraz po siódmej, było to do zrozumienia i zaakceptowania.


Wędrując ulicami tak wczesnym rankiem, jak na hiszpańskie warunki, czułem się jakbym odkrywał nowy ląd. Być w miejscu, gdzie nikogo przede mną jeszcze nie było. Puste drogi i chodniki, gdzieniegdzie wyłaniający się pielgrzymi, dążący do tego samego punktu co ja. To niesamowite!

Wreszcie po kluczeniu uliczkami w ścisłym centrum miasta dotarłem do katedry w Santiago. Jej widok trochę zaskoczył mnie...


Jak widać na zdjęciu jej część była w renowacji. Oczywiście, taka błahostka, nie była zbyt istotna, to co liczyło się tego dnia to radość ze zrealizowania podstawowego planu w 100%.

Przed świątynią spędziłem kilkanaście minut, siedząc na ziemi i wspominają minione trzy tygodnie, a jak wiecie było o czym myśleć :)

 Po części sentymentalno-uczuciowej wypadało pozyskać oficjalne zaświadczenie o przejściu jednego z szlaków wiodących do grobu św. Jakuba - czyli Composteli.

Moja Compostela

Certyfikat wydawany jest, w Centrum Pielgrzymów nieopodal katedry. Dla pielgrzymów, którzy pokonali którymś z camino ostatnie 100km (pieszo lub konno) lub ostatnie 200km rowerem. Naszym dowodem przejścia trasy jest Credencial, w którym całą drogę zbieraliśmy pieczątki.



Nie przybijałem wszystkich możliwych pieczątek, ale mam po jednej praktycznie z każdego dnia.

Istnieją dwie wersje Composteli, z podziałem ze względu na powód podróży - religijny lub turystyczny. Wybrałem typ dla turystów, bo taki był mój prawdziwy cel dotarcia do Santiago.

Teraz, gdy wszelkie formalności zostały wypełnione nadeszła kolej na wykonanie części rozszerzonej, a mianowicie dojście do Fisterry. Tego dnia czekało mnie jeszcze przejście około 45km do Santa Mariña.



Towarzyszyło mi nieznane odczucie, które polegało na tym, że wcale nie musiałem nigdzie iść, bo to co chciałem osiągnąłem, już osiągnąłem :D

Jednak szedłem i szedłem, trochę siłą rozpędu, częściowo pchała mnie ambicja.

Pogoda poprawiła się, a wraz z nią pojawiły się urokliwe widoczki.


 Późnym popołudniem dotarłem do ostatniego (jak wtedy myślałem) albergue na moim Camino. Zaraz przed dojściem spotkałem pewną Węgierkę, Margaritę, z którą spędziłem na rozmowie i jedzeniu cały wieczór.




Poprzedni dzień                                                                          Następny dzień

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze pod postami nie wyświetlą się od razu. Dzięki temu zostanę powiadomiony, że post został skomentowany. Po moim przeczytaniu, komentarz w niezmienionej formie trafi na stronę.