Camino del Norte - Dzień 6

23 czerwca 2016r.

 Tego dnia wyruszyłem z najdziwniejszego Albergue na trasie. Trzy piętrowe łóżka(!), klimat wiejskiej przychodni, a opiekunem jest Kameruńczyk :)

To nie koniec dziwów. Z powodu pomyłki przy drukowaniu map Camino, nie miałem ze sobą następnego, 30km odcinka trasy. Co ciekawe ten błąd okazał się mieć tylko pozytywne skutki.

W czasie drogi poznałem Hannę, Katię i Taubię z Niemiec.


Od Hanny, dla której to nie był pierwszy raz na tym szlaku, dowiedziałem się, że w obszarze gdzie nie sięga moja mapa jest Albergue z niesamowitym klimatem. Aby do niego dojść musiałem dołożyć do dziennej normy aż 4 kilometry. Co przy odległościach rzędu czterdzieści kilka kilometrów nie jest banalnie proste.

Jednocześnie dużo szliśmy po najgorszym z możliwych podłoży, czyli plaży :(



Po drodze udało mi się uchwycić jedną z najdziwniejszych kompozycji, czyli krowy w oborniku na tle kościoła.


No dobra, ale gdzie jest to cudowne miejsce? Oczywiście nie chodzi mi o powyższe zdjęcie, tylko o jedną z niewielu Alberg (podobno są tylko cztery takie w Hiszpanii), gdzie zachował się iście pierwotny klimat pielgrzymowania. Mowa tutaj o Güemes, niedaleko Santandera. 



O co tyle hałasu? Otóż to miejsce wyróżnia się na tyle innych już na samym progu, gdzie dostajemy szklankę wody lub jak to było w mojej sytuacji trzy szklanki :) Następnie zostałem zakwaterowany w czteroosobowym domku z ubikacją. 




Po prysznicu w nowoczesnej łazience przyszedł czas na kolację. Jednak przed jedzeniem wszyscy pielgrzymi, których było około 80 osób, zebrali się we wspólnej sali. Tam odbył się kilkunastominutowy wykład o historii tego miejsca i jego założycielu oraz udzielono nam wskazówek na następny dzień.

Nareszcie kolacja! Zupa i makaron z sosem, a do tego wino. Oczywiście wszyscy jedliśmy wspólnie.



Nie wspomniałem jeszcze o cenie za takie luksusy. Otóż cena była "donativo" co oznacza "co łaska". Można było nic nie zapłacić, albo zostawić bardzo dużo. Nikt nie notował poszczególnych wpłat, liczyła się tylko suma końcowa.

Albergue'a ta jest prowadzona przez wolontariuszy. Wszelkie wpłaty idą na utrzymanie tego miejsca i na polepszenie życia ludzi na całym świecie.

Jeżeli ktokolwiek miałby wątpliwości, czy warto tam zostać, to potwierdzam - WARTO! Kilka kilometrów więcej to niezbyt duży wysiłek w porównaniu z atmosferą, którą tam zastaniemy.


Danke schön Hanna za pokazanie mi tego miejsca! :D


Poprzedni dzień                                                                      Następny dzień

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze pod postami nie wyświetlą się od razu. Dzięki temu zostanę powiadomiony, że post został skomentowany. Po moim przeczytaniu, komentarz w niezmienionej formie trafi na stronę.