Do Brukseli wybrałem się z samego rana pociągiem relacji Luksemburg-Bruksela. Z kolei powrót do mieszkania Pietra zaplanowałem ostatnim jaki wracał tą samą trasą.
Zwiedzanie rozpocząłem, praktycznie jak zawsze, od znalezienia punktu informacji turystycznej, gdzie zaopatrzyłem się w mapki i podpytałem dokąd warto się udać.
Pierwszymi miejscami, w które skierowałem swoje kroki były pomniki: Siusiającego chłopca (Manneken pis) oraz jego mniej znana siostra Siusiająca dziewczynka (Jeanneke Pis).
Postanowiłem, że dla mnie największym symbolem stolicy Belgii jest Atomium - model kryształu żelaza znajdujący się na przedmieściach. Poszedłem tam, bo miałem jeszcze całkiem sporo wolnego czasu.
Jednak kluczowym okazało się słowo przedmieścia!
Szedłem blisko półtorej godziny w jedną stronę, przez bardzo szemrane dzielnice, by w pośpiechu zrobić sobie zdjęcie i wrócić na czas na dworzec.
Co ciekawe Atomium było drugą budowlną wybudowaną na potrzeby Wystawy Światowej (EXPO) jaką zobaczyłem w czasie tego wyjazdu. Wieża Eiffla powstała z okazji wystawy odbywającej się w 1889r. natomiast w.w. model w 1958r.
Wieczorem wróciłem do domu, by następnego dnia pojechać, ponownie pociągiem, do Amsterdamu. Dzięki znajomości, którą zawarłem w czasie mojego pobytu w Luksemburgu wiedziałem o campingu znajdującym się na wyspie nieopodal centrum stolicy Holandii.
Szukając drogi prowadzącej do noclegu, poznałem Niemca, z którym przyszło spędzić mi dwa kolejne dni na zwiedzaniu miasta i piciu piwa.
Na polu namiotowym
W Amsterdamie zakochałem się od pierwszego wejrzenia, budynki z cegły i urokliwe kanały to coś pięknego! Stateczki, łódki i motorówki tylko dodawały im smaku.
Powiedzenie, że w mieście jest dużo rowerów to za mało! Są wszędzie! Wiele ścieżek rowerowych, specjalne pasy na drodze i osobna sygnalizacja świetlna.
Kolejną rzeczą nierozłącznie związaną z historią Holandii są tulipany. Wzdłuż kanałów ciągnęły się nieskończenie długie stragany z cebulkami różnych gatunków.
Ostatnią stolicą na mojej powrotnej liście był Berlin.
Ponownie korzystając z Bla-bla car pojechałem do Niemiec, razem ze mną jechała pewna Australijka, będąca w trakcie podróży dookoła świata. Niestety nasze ścieżki rozeszły się w chwili, gdy postanowiłem zaoszczędzić na komunikacji miejskiej i pójść do hostelu na nogach...
Tak znowu wpadłem na cudowny pomysł przejścia połowy dużego miasta, bez mapy, pieszo. Brawo ja!
Po kilku godzinach błądzenia dotarłem wreszcie do celu.
Następnego dnia postanowiłem pokręcić się po mieście, bez konkretnego celu, odwiedzając tylko miejsca, które w ogólnym mniemaniu powinno się zobaczyć.
Niestety na moje nieszczęście była to ostatnia lokalizacja w drodze do domu, już czułem bliskość Polski, więc podświadomie przyspieszałem swoje działania. Warty jest tutaj zaznaczenia jeden fakt - to była moja pierwsza, w życiu, tak długa rozłąka z rodziną i ojczystym krajem.
Berlin nie zrobił na mnie jakiegoś piorunującego wrażenia, niemniej wart był odwiedzenia. Architektura nasuwała mi duże skojarzenia z Warszawą, którą ja, jako rodowity krakus, niezbyt lubię...
Wieża telewizyjna
Reichstag
Brama Brandenburska
Z Niemiec dostałem się już prosto do Krakowa dzięki Polskiemu Busowi.
Niesamowita przygoda, jak się potem okazało pierwsza z wielu, dobiegła końca :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze pod postami nie wyświetlą się od razu. Dzięki temu zostanę powiadomiony, że post został skomentowany. Po moim przeczytaniu, komentarz w niezmienionej formie trafi na stronę.