SWCP - Powrót cz. 1

28.08.2014r. - 03.09.2014r.

   Taka wizja powrotu przez całą Europę powstała z bardzo błahego powodu. Pół roku wcześniej, jak kupowałem bilet lotniczy do Anglii, nie wiedziałem kiedy dokładnie zakończę swoją wędrówkę.

Początkowo planowałem przejechać całą trasę stopem, jednak wtedy nie odważyłem się na taki krok. Na rozpoczęcie mojej przygody ze stopowaniem musiałem poczekać dwa lata do 2016r.

Pomimo zmiany planów odnośnie środka transportu cel, a w zasadzie cele, pozostały niezmienne.


Londyn->Paryż->Luksemburg->Bruksela->Amsterdam->Berlin

   Z Kornwalii pojechałem autobusem do Londynu, tam po raz pierwszy miałem skorzystać z CouchSurfingu. Niestety host, u którego miałem spać miał problemy z mieszkaniem i sam mieszkał w hotelu. Jednak nie pozostawił mnie na lodzie i znalazł oraz częściowo opłacił noclegi w hostelu w City (dzielnica Londynu).

Poniżej znajduje się najbardziej brytyjskie zdjęcie jakie udało mi się zrobić. Znajdują się na nim:

- Big Ben
- dwupiętrowy autobus
- ruch lewostronny
- brytyjska flaga (Union Jack)
- metro (Tube)
- czerwona i czarna budka telefoniczna
- czarna taksówka


   Akurat w czasie zwiedzania stolicy czytałem "Grę o tron" i spotkała mnie taka niespodziana w jednym z muzeów.

Krzesło zrobione z karabinów

   Dwa lata wcześniej odbywały się tam Letnie Igrzyska Olimpijskie (2012r.), więc nie mogłem nie zobaczyć obiektów sportowych zbudowanych w rekultywowanej dzielnicy Londynu.

Znicz Olimpijski



   Oczywiście nie mogło zabraknąć pamiątkowej fotografii pod Big Benem.



   Z brytyjskiej stolicy, ponownie autobusem, pojechałem do Dover, gdzie niesamowicie uprzejmy kierowca podwiózł mnie pod sam prom. Następnie statkiem popłynąłem do Calais.
Akurat na wieczór tego dnia musiałem dotrzeć do Paryża, bo miałem umówiony nocleg u Pierre'a z CouchSurfingu. W zaistniałem sytuacji zdecydowałem się skorzystać z pociągu, ale nie byle jakiego tylko prawdziwego TGV!

Ratusz w Calais

   W Paryżu spędziłem dwie noce, a dzień pomiędzy noclegami poświęciłem w całości na eksplorację miasta. 

Jednak na początku małe sprostowanie i wyjaśnienie. Wbrew filmowym pozorom, nie każde lokum ma widok na Wieżę Eiffla i ich metraż jest bardzo skromny. Tam gdzie byłem przez okno widziałem to co przedstawia fotografia poniżej, a kuchnia, łazienka, salono-sypialnia oraz przedpokój mieściły się na 13 metrach kwadratowych!


Zwiedzanie rozpocząłem od Luwru, gdzie dzięki dobrej radzie Pierre'a udało mi się wejść za darmo i bez stania w gigantycznych kolejkach. 

Otóż dla obywateli Unii Europejskiej poniżej 26 roku życia wstęp jest bezpłatny. Aby ominąć kolejki należy skierować swoje kroki do jednego ze skrzydeł pałacu, a nie tak jak wszyscy iść do głównego wejścia pod piramidą. Jest to poniekąd zwiedzanie od tyłu całej trasy ekspozycji, ale w mojej opinii nie robi to żadnej różnicy.

Z tej perspektywy wejście znajduje się po lewej, koło lwów

Szczerze mówić "Mona Lisa" nie zrobiła nam mnie absolutnie żadnego wrażenia. Poczułem się tylko zaskoczony, jak małym obrazem jest :)


Następnie kolej przyszła na Wieżę Eiffla. Ambitnie i budżetowo postanowiłem wejść na nią na nogach. W kasie powiedziano mi, że wejście na pierwszy poziom zajmuje około kwadransa, ja podołałem w 7 minut. To pewnie z powodu tego tysiąca kilometrów co chwilę wcześniej przeszedłem :D


Niebieska przerywana linia to wysokość na jakiej znajdowałem się 

Jeszcze dwa ujęcia z odległości.

 Przechadzając się po paryskich uliczkach możemy natknąć się na takie ładne ujęcia wody pitnej.


Lubię chodzić tam, gdzie mało osób bywa. Tym razem skusiła mnie Wyspa Łabędzia, na której znajduje się 11m kopia Statuy Wolności.


Nie mogło zabraknąć mnie też w Katedrze Notre-Dame.


   Po noclegu u mojego hosta, pojechałem metrem na przedmieścia, gdzie byłem umówiony z kierową Bla-bla car na przejazd do Luksemburga.

Państwo, a już nie wspominając o stolicy należą do jednych z najmniejszych w Europie. Jednocześnie ma jedno z najwyższych PKB. 

Miasto nie posiada zbyt wielu ciekawych atrakcji turystycznych, ale było na mojej trasie, więc aż żal nie było go odwiedzić. 




Nocleg znalazłem ponownie przez portal couchsurfingowy, u Włocha imieniem Pietro.
Tak to znowu odmiana imienia Piotr, jak w Paryżu (Pierre) :) Takie miałem szczęście.

Z powodu braku innych charakterystycznych punktów wybrałem ten kościół jak tło warte uwiecznienia.


Luksemburg posłużył mi też jako baza wypadowa do Brukseli, ale o dalszym ciągu mojego powrotu w następnej części.


Poprzedni tydzień                                                                         Powrót cz. 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze pod postami nie wyświetlą się od razu. Dzięki temu zostanę powiadomiony, że post został skomentowany. Po moim przeczytaniu, komentarz w niezmienionej formie trafi na stronę.