18.08.2014r. - 24.08.2014r.
Tak jak zawsze twierdzę najgorsze są pierwszy i ostatni tydzień wyprawy.
I oto on właśnie nastał!
Świadomość tego, że do końca pozostało już tak niewiele, napędza i motywuje do wysiłku. Nie są to tylko kolejne kilometry trasy, ale też końcowe chwile.
Dość już moim przemyśleń, skupmy się na tym co się wtedy działo.
Dość już moim przemyśleń, skupmy się na tym co się wtedy działo.
Jedną z kornwalijskich legend jest ta o Królu Arturze. W czasie podróży przechodziłem obok Tintagel - legendarnego miejsca urodzenia władcy dzierżącego Excalibur.
Notabene w czasie przygotowywania się do matury, którą miałem kilka miesięcy wcześniej, przeczytałem cały cykl legend arturiańskich, które w większości rozgrywały się na terenie Kornwalii.
Przypadek?
Przypadek?
Coś z czym nierozłącznie kojarzy mi się krajobraz Wysp Brytyjskich to wrzosowiska.
Jak już wielokrotnie udowodniłem SWCP prowadzi obok wielu specyficznych miejsc. Między innymi przechodziłem w pobliżu grupy ciekawych anten.
Teraz, gdy moja opowieść o wyprawie dobiega końca mogę wreszcie pokazać jak wyglądały furtki, bramki i przejścia przez tereny prywatne. To tylko niektóre z nich. Dzięki nim bydło pasące się na łąkach nie uciekało, a turyści mieli możliwość podróżowania.
Nareszcie KONIEC!
Po 1015km i 36 dniach moja piesza wędrówka wybrzeżem Kornwalii doprowadziła mnie do Minehead. Miejsca, które oczyma wyobraźni widziałem już wielokrotnie.
Muszę przyznać, że wygląda dużo bardziej okazale niż South Haven Point na początku mojego szlaku. Dodatkowo pogoda przygotowała prawdziwą niespodziankę i świeciło oślepiające słońce.
Teraz pozostało tylko wrócić przez całą Europę do domu, do Krakowa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze pod postami nie wyświetlą się od razu. Dzięki temu zostanę powiadomiony, że post został skomentowany. Po moim przeczytaniu, komentarz w niezmienionej formie trafi na stronę.