Autostop do Francji - Powrót

Perpignan - Kraków - 2100km - 13 stopów - 3 dni


   Początek drogi powrotnej był prostszy, niż końcówka dojazdu do Perpignan, bo już wiedziałem gdzie iść, żeby łatwo złapać stopa. Wokół miast biegły dwie równoległe drogi szybkiego ruchu, autostrada i obwodnica. Łączyły się tylko w jednym miejscu, tam gdzie dojechałem kilka dni wcześniej. Wraz z Adrianem na bramkach spędziliśmy około godziny. Okazało się, że w dwie osoby ciężej złapać okazję niż w pojedynkę. Na przykład zatrzymał się TIR, ale miał miejsce tylko dla jednego pasażera :(



Z młodym kierowcą dojechaliśmy do Vienne pod Lyonem. Z mojej winy zostaliśmy wysadzeni na postoju dla kierowców, a nie na stacji benzynowej. Źle odczytałem znaki i myślałem, że przed nami będzie jeszcze jedna stacja. Zatrzymywało się tam bardzo mało samochodów, a te które mieliśmy okazje "przepytać" były pełne. Postanowiliśmy wykorzystać korzyści płynące z podróży we dwójkę i rozdzieliliśmy się. Adrian poszedł na wjazd i stał tam z tabliczką, a ja chodziłem po parkingu i pytałem ludzi.

Już lekko zrezygnowany podszedłem do samotnej dziewczyny, która przyjechała małym samochodzikiem. Muszę teraz zaznaczyć, że moja aparycja jak i ubranie (bezrękawnik + krótkie spodenki) nie wzbudzają zbyt dużego zaufania. Jednak stało się coś nieoczekiwanego. Drobna blondynka przewożąca ogromny telewizor na tylnym siedzeniu, postanowiła zabrać dwóch autostopowiczów płci męskiej ze sobą. Podwiozła nas na najbliższą stację benzynową. Tam kupiliśmy sobie po zimnym napoju i ponownie rozpoczęliśmy łowy.

Wtedy nastąpiło zaskoczenie numer dwa tego dnia. Podszedłem do kolejnej kobiety, która bez długiego zastanawiania się zabrała nas. Co ciekawa ani ona, ani jej poprzedniczka nie znały zbyt dobrze angielskiego. Ta postanowiła obejść problem komunikacyjny i zadzwoniła do kolegi z pracy - polaka. Przeprowadziłem z nim bardzo miłą rozmowę, w której wyjaśniłem gdzie chcemy jechać i dowiedziałem się gdzie jedzie ona. Uzgodniliśmy, że zawiezie nas na dworzec autobusowy. Stamtąd po miłych podziękowaniach pojechaliśmy tramwajem na wylotówkę z Lyonu. Nigdy wcześniej nie przypuszczałem, że będzie mi dane jechać komunikacją miejską w tym mieście, a tu taka niespodzianka.

Na tle rezydencji Alberta Einsteina

 Ponownie musieliśmy się dostać na autostradę. Niestety teraz znaleźliśmy się na małym bocznym wjeździe, gdzie graniczyło z cudem zatrzymanie kogokolwiek. Cuda jednak się zdarzają. Razem z studentem dojechaliśmy do Beaune, tym razem bardzo uważałem na znaki i starałem się nie przegapić odpowiedniego zjazdu. 

Nastał już prawie wieczór pierwszego dnia naszego powrotu, a my nawet nie wyjechaliśmy z Francji. Przed zapadnięciem zmroku udało nam się trafić na nasz złoty strzał i przejechaliśmy dodatkowe 350km do Strasburga przy granicy Francusko-Niemieckiej. Co prawda nie udało nam się wyjechać z Francji, ale przejechaliśmy ją praktycznie całą.

   Po nocy w namiocie za ciężarówkami, jakiś lokalny kierowca zaoferował, że przewiezie nas na drugą stronę granicy. Ucieszyło nas to, bo zawsze kilka kilometrów bliżej domu. Na miejscu znaleźliśmy jeszcze sklep. Po śniadaniu zabraliśmy się do łapania. Na stację, koło której staliśmy podjechał van z chłopakami jadącymi do Pragi. Przy wjeździe nie zauważyli nas, ale jak tankowali to nich podszedłem i  bez problemów zgodzili się na wspólną podróż. Po drodze postaliśmy trochę w korkach i nie tylko...

Człowiek nie wie, jak idiotycznie wygląda gdy śpi :)

Po dojechaniu do stolicy Czech, nie mogłem uwierzyć gdzie się znalazłem. Raz przyjechałem zwiedzać to miasto wraz z siostrą i to była prawdziwa wyprawa, a teraz znalazłem się tutaj zupełnie przypadkowo. Właśnie za to kocham moje podróże!
Nasi kierowcy 

Przeszliśmy koło Wełtawy i skierowaliśmy nasze kroki w stronę starówki w celu znalezienia mapy. Po konsultacji z policjantami postanowiliśmy spróbować łapać z centrum. Wydaje się to trochę głupie, ale Praga jest dziwnie zbudowana i główna droga przebiega przez jej środek. Po blisko dwóch godzinach mieliśmy się już poddawać i iść gdzieś indziej, ale wtedy zatrzymała się Škoda. Czeskie małżeństwo jechało do Bratysławy, więc podrzucili nas do Brna. Nasz kierowca jechać bardzo odważnie i przy prędkościach 130-140 km/h wykonywał dosyć ryzykowane manewry. Jak później nam się przyznał dużo jeździ na gokartach.
Na stacji przy obwodnicy Brna spotkaliśmy innych autostopowiczów, którzy szukali transportu. Szczęśliwie dla nich pojawiliśmy się my i nasz rajdowy kierowca. Nas zostawił, a ich podebrał.

   Ponownie noc spędziliśmy w namiocie w krzakach koło stacji. W niedzielny poranek nie panował zbyt duży ruch, więc mieliśmy przed sobą perspektywę długiego czekania. Stała się wtedy kolejna nieprawdopodobna rzecz. Podszedł do nas jeden facet i zapytał się czy szukamy transportu. Po naszej twierdzącej odpowiedzi powiedział, że nie wraz z kolegą nie mają pieniędzy na paliwo, które im się prawie skończyło. Zaproponował, żebyśmy zapłacili za benzynę, która pozwoli im dojechać do Ostrawy, a nas zabiorą ze sobą. Oczywiście po dojechaniu do celu mieli nam oddać pieniądze.
Nie powiem taka propozycja zaskoczyła nas. Po szybkiej kalkulacji okazało się, że mielibyśmy wydać około 80zł. Co nawet w sytuacji, gdyby chcieli nas oszukać nie byłoby zbyt dużą stratą. Takim oto sposobem znaleźliśmy się na jednym z Ostrawskich blokowisk...

Tutaj historia mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej, ale szczęśliwie dla nas byli to uczciwi ludzie. Dodatkowo z powrotem dostałem równowartość 100zł, czyli jak widać na stopie można jeszcze zarobić :D

To jednak nie koniec naszych wspólnych przygód. Okazało się, że nasz kierowca był również dilerem i kierując się na wylotówkę odwiedziliśmy kilka miejsc, gdzie dowiózł marihuanę :) Takie tam normalne, przygody autostopowe.

Po raz kolejny znaleźliśmy się na stacji benzynowej, skąd razem z Polką na co dzień mieszkająca w Wiedniu i jej austriackim kolegą dojechaliśmy, aż do Oświęcimia. Tam poszliśmy na prawdziwy polski posiłek, czyli kebaba :)

Zwykle jak idę na upatrzone miejsce, gdzie chcę się zatrzymać i łapać stopa to wcześniej wyciągam rękę z kciukiem i liczę, że ktoś się zatrzyma. Nigdy jeszcze to się nie udało, oprócz tego jednego razu w Oświęcimiu. Do przystanku, gdzie zmierzaliśmy pozostało jeszcze kilkadziesiąt metrów, ja trzymam kciuk i jakieś auto zatrzymuje się w zatoce. Uznaliśmy, że to nie z naszego powodu. Na nasze szczęście byliśmy w błędzie. Okazało się, że kuzyn naszego ostatniego kierowcy też jeździ stopem i często opowiada jak ciężko czasem złapać okazję. Dlatego on jak tylko może to kogoś bierze. Z jego pomocą dość szybko znaleźliśmy się w na Dworu Głównym w Krakowie, skąd każdy poszedł w swoją stronę.

Wracając tramwajem do domu jechałem z uczestnikami ŚDM, którzy wracali z ostatniej mszy po całych Dniach. Przez atmosferę panującą w wagonie, wszyscy śpiewali i się śmiali, trochę żałowałem, że wyjechałem na tydzień. Potem przypomniałem sobie wszystkie przygody jakie mnie spotkały w czasie tych dziewięciu dni.

BYŁO WARTO!

Autostop do Francji - Wypoczynek                       Autostop do Francji - Kalendarium


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze pod postami nie wyświetlą się od razu. Dzięki temu zostanę powiadomiony, że post został skomentowany. Po moim przeczytaniu, komentarz w niezmienionej formie trafi na stronę.